PostHeaderIcon Oscar , Wajda, Waltoś...

Kiedy 26 marca 2000 znana amerykańska aktorka - Jane Fonda wręczyła Andrzejowi Wajdzie w Los Angeles "Oskara" rzekł: "Będę mówił po polsku, bo chcę powiedzieć to, co myślę, a myślę zawsze po polsku.  Przyjmuję tę zaszczytną nagrodę jako wyraz uznania, nie tylko dla mnie, ale dla całego polskiego kina. Tematem wielu naszych filmów były okrucieństwa nazizmu, nieszczęścia, jakie niesie komunizm. Dlatego teraz chcę podziękować amerykańskim przyjaciołom Polski i moim rodakom, którym kraj nasz zawdzięcza powrót do rodziny demokratycznych narodów, do zachodniej cywilizacji i instytucji, i struktur bezpieczeństwa. Gorąco pragnę, aby jedynym ogniem, którego doświadcza człowiek, był ogień wielkich uczuć - miłości, wdzięczności i solidarności".

Publiczność wysłuchała tego stojąc, po czym nagrodziła polskiego reżysera gromkimi brawami. Nie sądziłem, że los obdarzy mnie oscarowym ciągiem dalszym. Przypadkowo, z racji odwiedzin córki Ani studentki UJ, byłem na krakowskim Rynku 2 kwietnia 2000, kiedy to mistrz Wajda otrzymaną od Amerykańskiej Akademii Filmowej statuetkę "Oscara" przekazywał rektorowi UJ Franciszkowi Ziejce. Mówił wtedy: - "Uniwersytet Jagielloński zawsze był domem dwunastu muz. Wielki to zaszczyt dla kina - trzynastej muzy, która ma tylko 104 lata, że ponad 600 - letni uniwersytet zechce przyjąć tę statuetkę do swoich zbiorów". Rektor odpowiedział - "To wspaniały, iście królewski dar od człowieka zaprzyjaźnionego od lat z Uniwersytetem".  I przekazał statuetkę Stanisławowi Waltosiowi, dyrektorowi Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Byłem tuż przy estradzie, za mną tłum rozentuzjazmowanych ludzi. Kiedy Teresa Starmach - Wiceprezydent Krakowa wręczyła reżyserowi tytuł "Krakowianina Roku 1999", zebrani odśpiewali Mu "Sto lat". Niebawem, przy dźwiękach poloneza z "Pana Tadeusza", orszak z reżyserem na czele ruszył do budynku Collegium Maius. Zamieszałem się w ten pochód na czele. Na chwilę kroczyłem wtedy obok profesora Waltosia . Można to zobaczyć w filmie dokumentalnym  "Cegła i inne nagrody filmowe".  Uwiecznił ten moment  także operator telewizyjnej "Panoramy". Bez trudu zdobyłem to nagranie, a stopklatka dowodzi, że to, co piszę jest prawdą. 

Zanim grupa wybranych przekroczyła próg bramy CM Wajda uścisnął dłoń kilku osobom, mnie ostatniemu. A było to moje drugie spotkanie z reżyserem, po dawniejszym w Centrum Sztuki Japońskiej  "Manggha".

Zajrzałem do Muzeum UJ za niespełna miesiąc 14 kwietnia 2000."Oskara" umieszczono w muzealnym skarbcu, gdzie stanął obok - wcześniej przekazanych przez Wajdę - "Złotej Palmy" z Cannes i "Złotego Lwa" z Wenecji. "Oscar" - jak i pozostałe trofea reżysera - jest jednym z elementów stałej ekspozycji muzeum, zgodnie z wolą ofiarodawcy, na wsze czasy. Chciałem zrobić zdjęcie historycznej pamiątce, ale okazało się to niemożliwe. Nie dość, że "Oscar" stał za szybą, to obsługa stanowczo zabraniała. Zgodę na foto mógł wydać dyrektor placówki.

Udałem się więc do sekretariatu. Dyrektor miał gościa, więc pani, którą zgadnąłem wątpiła, czy mnie przyjmie, bo lada moment miało się odbyć nadanie kardynałowi Macharskiemu najwyższej godności akademickiej - tytułu Doktora Honoris Causa Uniwersytetu Jagiellońskiego i Papieskiej Akademii Teologicznej. Uprzejma sekretarka zgodziła się jednak zaanonsować mnie u szefa. Podałem w tym celu swoją wizytówkę. Jakież było moje zdziwienie, gdy po chwili, oznajmiono mi, iż rozmowa jest możliwa. Profesor Stanisław Waltoś przyjął mnie serdecznie, potwierdził, iż za chwilę będzie gospodarzem niezwykłej uroczystości, stąd pogawędka nie może być długa. Wyjawiłem cel wizyty. Nie mógł się zgodzić na precedens fotografowania "Oscara" w skarbcu, ale zaproponował profesjonalne zdjęcie trofeum wykonane przez dokumentalistę Muzeum jeszcze przed umieszczeniem statuetki za pancerną szybą. W tym celu wydał, przy mnie, telefonicznie, dyspozycje swojemu fotografowi, zaś mnie objaśnił, gdzie mam zgłosić się po wybrane zdjęcie. Zanim opuściłem gabinet dyrektora zapytałem, dlaczego, w nawale obowiązków znalazł dla mnie czas i tak przyjaźnie załatwił moją prośbę.

Dyrektor wskazał na moją wizytówkę i wyjawił, iż przepustką do wejścia było bliskie Mu Jasło - miejsce mojego zamieszkania. Pokazał też bilety do placówki, na odwrocie każdego był nadruk Ich sponsora "ZTS Gamrat". Opowiedział też o związkach z Jasłem. Szybko się zorientowałem, że rozmawiam z krewnym bohaterskiej Rodziny Madejewskich, wspomagających ludzi, którzy uwolnili więźniów w jasielskiej akcji "PENSJONAT" w sierpniu 1943, od 1986 patronów naszych harcerzy.

Po tej rozmowie Profesor udał się do auli Collegium Novum UJ, ja zaś do pracowni fotograficznej, gdzie wybrałem "Oscara" w dużym formacie.

Ów prezent mam do dziś, a zaciekawiony sylwetką poznanego profesora zgłębiłem Jego biografię. Trafnie ujął to fotografik, wykładowca akademicki. Konrad K. Pollesch.
Stanisław Waltoś, syn Tadeusza, urodził się 9 lutego 1932 w Stanisławowie (sic!). Jego matka Elma Cecylia z domu Buszyńska była tam akurat z mężem, u siostry. Jego młodszy brat Jacek urodził się w 1938 w Chorzowie. Rodzinę, przez zawieruchę wojenną, spotkał tułaczy los. Osiedli w Jaśle, gdzie Stanisław ukończył szóstą klasę szkoły podstawowej. Stąd w 1944 Niemcy ewakuowali Waltosiów do  Gorajowic, a stamtąd do Lipnicy. Potem osiedli, na krótko, w Krakowie. Tu Stanisław zapisał się do I klasy Państwowego Gimnazjum i Liceum im. Tadeusza Kościuszki. Ale już II klasę gimnazjum ukończył w Chorzowie, dokąd rodzina Waltosiów powróciła. W 1946, tylko przez półtora miesiąca, był uczniem III klasy Gimnazjum i Liceum im. Króla Stanisława Leszczyńskiego w Jaśle. Waltosiowie przenieśli się jednak do Dębicy, gdzie cztery lata później Stanisław został absolwentem miejscowego liceum. W tym czasie do klasy o rok niższej uczęszczał zaprzyjaźniony z nim Krzysztof Penderecki. W szkole Stanisław Waltoś działał w harcerstwie, ale to nie wystarczało  młodzieńcowi. Założył więc Szkolne Koło Odbudowy Warszawy, którym kierował aż do matury. Zdobyte wówczas doświadczenia   wykorzystał w  latach "odbudowy" i "rozbudowy" Collegium Maius.

W 1950  Stanisław Waltoś wyruszył z Dębicy "na podbój świata". Zdał, z wynikiem bardzo dobrym, egzamin wstępny na Wydział Prawa UJ, ale przyjęcie na studia zawisło "na włosku". Przeszkodą były zarzuty dotyczące „nieprawomyślności” Jego taty. W obliczu zagrożenia ojciec wybrał się do Krakowa. Tu spotkał się z dr Świerczewską, reprezentującą oficjalnie na UJ Ministra Szkolnictwa Wyższego, której 7 października 1950 złożył pisemnie oświadczenie, które stawiało kres temu nieporozumieniu. To sprawiło, że Stanisław Waltoś ostatecznie podjął studia prawnicze na UJ i z  bardzo dobrymi ocenami je realizował. Mimo znakomitych wyników nie miał jednak wielkich szans na podjęcie pracy naukowej na Uczelni. Otrzymał nakaz pracy do sądu w Krasnymstawie koło Lublina. Złożył odwołanie i ostatecznie powinność zatrudnienia zmieniono  na prokuraturę w Krakowie. W latach 1954–1962 przeszedł tamże kolejne stopnie awansu zawodowego: od asesora, przez referendarza śledczego, prokuratora powiatowego aż do podprokuratora wojewódzkiego. 1 marca 1962 Stanisław Waltoś zrezygnował z tej pracy.

Doktorat z zakresu postępowania karnego  otwierał bowiem przed nim drogę do kariery akademickiej. Specjalizował  się w procedurze karnej i prawie karnym. Na trwale  zapisał się w życiu Uniwersytetu Jagiellońskiego i Krakowa, także – w dziejach współczesnej kultury polskiej.

Profesor zapewniał mnie niedawno -"Jasło jest mi do dziś bardzo bliskie, przyjaźnię się z profesorem Myśliwcem, chyba najwybitniejszym polskim archeologiem, dumny jestem także, że byłem choć krótko, uczniem tego gimnazjum, które ukończył Hugo Steinhaus".  Pewnie wiele osób studiujących w Krakowie i  Rzeszowie, spotkało na swojej drodze wybitnego profesora, nie wiedząc o Jego jasielskim epizodzie. Pewnikiem i ja nie miałbym pojęcia, gdyby nie "Oscar" dla Andrzeja Wajdy. Reżyser zmarł 9 października 2016.